Audio    

Od zawsze lubiłem płyty i radio – ogólnie słuchanie muzyki. Gdy trochę podrosłem, to zdałem sobie sprawę, że im muzyka jest lepiej odtwarzana, tym większą sprawia mi przyjemność. Pierwsze posiadane sprzęty nie były najwyższej jakości (polska produkcja z czasów PRL-u), ale może właśnie to spowodowało, że zmysły wyczuliły się na to, czego tak bardzo brakowało im do szczęścia. Następnie stałem się posiadaczem prawdziwego hi-fi, wymarzonej japońskiej produkcji, które później porzuciłem na rzecz minimalistycznych urządzeń z angielskich manufaktur. W końcu pojawił się sprzęt umownej klasy hi-end: wzmacniacze lampowe, głośniki szerokopasmowe i inne typowo audiofilskie wynalazki.


Przełom na drodze do najlepszego dźwięku nastąpił po usłyszeniu kolumn austriackiej firmy WLM, a raczej systemu aktywnego z nimi w roli głównej. Od tego momentu Wojtek miał już tylko jedno oczywiste marzenie, które szczęśliwie zostało spełnione. Ktoś może stwierdzić, że dążenie do uzyskania jak najlepszego odbioru muzyki w domu nie jest zajęciem dla niego, bo i tak nie usłyszy różnicy. Oczywiście, nie wszystkim musi zależeć na jakości, ale zapewniam, że różnicę usłyszy każdy. I możesz się o tym przekonać w bardzo prosty sposób, wymagający poświęcenia zaledwie 3 minut – na następujący test:


1 Rozsiądź się wygodnie, 2 włącz swoją ulubioną muzykę (najlepiej, gdyby była dość dynamiczna), 3 teraz przyłóż dłonie za uszami tak, abyś powiększył nimi powierzchnię małżowin zbierających dźwięk, 4 przyłożonymi dłońmi pochyl jeszcze nieco małżowiny w kierunku źródła muzyki, 5 słuchaj w ten sposób wybranego nagrania przez około 3 minuty, 6 po tym czasie zabierz dłonie od uszu, słuchaj dalej i…


Jakie są Twoje wrażenia? Czy miałeś ochotę zawołać…


Sprzęt się zepsuł!


Doświadczyłeś właśnie różnicy pomiędzy zestawem przeciętnym i systemem wyższej klasy. I wiesz, że nie chodzi o subtelności.

W jednym miejscu zebrałem wypowiedzi zwykłych ludzi i przedstawicieli branży audio, które najtrafniej oddają istotę jakościowej przepaści między muzyką odtwarzaną w domu z pomocą zwyczajnych i najlepszych zestawień sprzętowych. Ponieważ ukochałem sobie kolumny WLM (to uczucie wciąż trwa), dlatego na wszystkich zdjęciach są wyłącznie wyroby tej firmy. Z łatwością rozpoznasz zdjęcia zrobione przeze mnie, będące pamiątką tego, na czym w danym momencie słuchałem muzyki. Jeśli muzyka w Twoim życiu zajmuje ważne miejsce, to zapraszam do innego świata. Miłego czytania…

    Muzyka    

Uwielbiam, gdy utwory śpiewane są po francusku. Ten jest taki i na dodatek w tle teledysku są ulice magicznego Paryża. Specjalnie zawężam temat francuskojęzycznych wykonawców na jednej propozycji, bo chcę uniknąć stawiania na dalszych pozycjach wielu zespołów, które lubię w takim samym stopniu. Jeśli dotąd nie znałeś czegoś podobnego, a spodobało Ci się i chcesz więcej – napisz, odpowiem listą z nazwami obiecującymi coś równie ciekawego.


Wspomnę, że najszczęśliwszym moim odkryciem było Spotify, źródło nieprzebranego bogactwa płytowego z całego świata. To prawdziwy raj dla miłośników muzyki – polecam.


stromae – Formidable (czas muzyki 4:54)

    Książka    

Sam Savage – Firmin

„Nieczęsto zdarza się taka książka, taki autor i taki bohater”.

Fragment książki...


„Lubił wyławiać stare, popsute rzeczy ze śmieci i naprawiać je: opiekacze do chleba, gramofony i różne takie. Czasami je naprawiał, a czasami nie. Jeśli mu się nie udało, to wyrzucał je ponownie, a jeśli mu się udało, to upychał wśród innych rzeczy w szafie. Potrafił spędzić pół dnia nad jakimś mechanizmem na stole, majstrując przy nim szczypcami, śrubokrętami i czarną taśmą, cały czas gadając do siebie – a potem to wszystko składając. Widział tak słabo, że musiał trzymać nos prawie przy samym stole. Przez ten wzrok i grube palce czasami upuszczał jakieś drobne części na podłogę. Zabawnie też było przyglądać się, jak pochylał się nad robotą, a jego zezowate oko patrzyło gdzieś w bok. Wyglądał jak dziecko przyłapane na czymś niewłaściwym. A gdy udawało mu się ożywić jakiś konający przyrząd, był tak szczęśliwy, że skakał po pokoju, rechocząc do siebie. Radość po prostu wylewała się z niego i wypełniała cały pokój, i ja też mogłem zaczerpnąć z niej wielki haust. Kiedy miał już cztery albo pięć takich rzeczy zebranych w szafie, naprawionych tak, że były jak nowe, ładował je na czerwony wózeczek i gdzieś ciągnął. Później dowiedziałem się, że rozdawał je ludziom na ulicy”.

Jerzy Sosnowski
Apokryf Agłai

Marcin Bruczkowski Bezsenność w Tokio

Janusz L. Wiśniewski Miłość oraz inne dysonanse

Koniec zakładki prywatnej Wojtek – dziękuję.